Kłamstwa „Kodu Leonarda da Vinci” zdemaskowane.

kod-leonarda

Czy Jezus naprawdę poślubił Marię Magdalenę? Czy Kościół Katolicki ukrywa nieznane „ewangelie”, które mogą nam ukazać autentyczną prawdę o Jezusie i Kościele pierwszych chrześcijan? Czy krętactwa i bieżąca polityka decydowały, które księgi włączono, a które wyłączono z Biblii? Z pozoru oczywista odpowiedź „nie”, na wszystkie postawione powyżej pytania, może nie być dla niezorientowanych, aż tak oczywista po przeczytaniu książki Dana Browna pt. „Kod Leonarda da Vinci”. Prawdy dla chrześcijan fundamentalne, a poprzez z nimi „obcowanie” przez 2000 lat – oczywiste, są we wspomnianej książce w sposób niezwykle pokrętny podważone. Tematu nie byłoby być może warto podejmować, bo oszustwa są tak kardynalne, że aż niedorzeczne, gdyby nie totalna promocja „dzieła” na całym świecie. Promocja tak silna i nachalna, że można już mówić o wykształceniu się grupy „wyznawców Kodu Leonarda”. Każda epoka stawiała chrześcijan przed koniecznością „nowego” odkrycia swojej tożsamości poprzez odniesienie do Prawdy (Jezusa) i prawdy historycznej. Niejednokrotnie „dogodną” ku temu sposobnością były głoszone z różnym natężeniem herezje. Nigdy jednak do tej pory, kłamstwo nie mogło się szerzyć z prędkością światłowodu. Próbę zmierzenia się ze zjawiskiem podjęła Konferencja Episkopatu USA (www.usccb.org) , która zachęca do odwiedzenia strony internetowej www.jesusdecoded.com (Odkodowany Jezus). Na stronie możemy znaleźć wyczerpujące wyjaśnienia, dlaczego zawarte w książce „fakty” nie mają z faktami nic wspólnego. Możemy się z niej dowiedzieć, co Kościół Katolicki mówi o Jezusie czy Marii Magdalenie, oraz czym naprawdę jest Opus Dei. Jest tu też odesłanie do Katechizmu Kościoła Katolickiego i katolickiego tłumaczenia Biblii (w obu przypadkach wersje elektroniczne). Strona umożliwia zadanie pytania i otrzymanie na nie odpowiedzi on-line. Premiera filmu na motywach książki Dana Browna zbliża się wielkimi krokami. Strona www.jesusdecoded.com daje możliwość zorientowania się, z czym tak naprawdę będziemy mieli do czynienia – to nie będzie sztuka czy rozrywka, ale inteligentnie spreparowane współczesne bluźnierstwo. To sprawia, że już dziś wiadomo, że filmu nie warto oglądać (tak jak nie warto było czytać książki). Szkoda jednak tych, którzy tego jeszcze nie wiedzą. PS. Jedyną niedogodnością strony jest to, że jest przeznaczona dla anglojęzycznych odbiorców.

Marek Skrypko